Klocek Podróżnik

Pamiętniki Klocka Podróżnika

Wenezuela

Grudzień 2013 – Styczeń 2014

Wenezuela pomimo wielu bogactw mineralnych i największych zasobów ropy naftowej na świecie, stoi na skraju upadku gospodarczego. Nękana jest niestabilnością polityczną i wielką przestępczością. Chociaż zadziwiająco dziewicza, pełna bogatej natury i urzekających krajobrazów, to nigdy nie należała do potęg turystycznych. Jeszcze obecnie niektóre jej regiony stanowią białą plamę na mapie, gdyż nie zostały dokładnie zbadane. Właśnie ten pierwotny charakter oraz chęć przygody pobudzają naszą fantazję. Pomimo niebezpieczeństw, wyruszamy pełni optymizmu w trasę wzdłuż i wszerz tego fascynującego zakątka naszego globu.

Benzyna, oleje napędowe i tym samym loty w Wenezueli są wyjątkowo tanie. Taka jest naturalnie opinia obcokrajowców płacących w stabilnej walucie. Przeciętny Wenezuelczyk, zarabiający niewiele i otrzymujący pensję w bezwartościowych boliwarach, nie podziela jednak opinii obcokrajowców. Pomimo tego, z powodu olbrzymich odległości i braku rozsądnej alternatywy, przeloty wewnątrz kraju są licznie frekwentowane. I tak, nasze dalsze połączenie lotnicze odbywa się z terminalu lotów narodowych, który jest zazwyczaj zatłoczony, a załatwienie jakiejkolwiek formalności trwa „całą wieczność”.

wenezuela

Lotnisko narodowe w Caracas.

W Wenezueli obowiązuje oczywiście również plan lotów i istnieje sprawnie działająca tablica połączeń, jednak w rzeczywistości samoloty odlatują najczęściej jak są gotowe, a nie według planu. Z tego jakże błahego powodu akceptowanego przez przeciętnego Wenezuelczyka bez emocji, odlatujemy z półtoragodzinnym opóźnieniem.
Po wejściu do samolotu zwracam uwagę na otwarte szeroko drzwi do kokpitu. Wygląda na to, że środki bezpieczeństwa, podobnie jak plan lotów, też nie są brane bardzo poważnie, więc korzystam z okazji i odwiedzam kapitana.

wenezuela

break

Kierujemy się do niewielkiej osady Puerto Concha położonej przy południowym wybrzeżu jeziora Maracaibo, czyli największego akwenu słodkiej wody na kontynencie południowoamerykańskim.
Po drodze zatrzymujemy się w jednej z restauracji Fast Food. Moją uwagę przyciągają jednak nie smacznie wyglądające i zachęcająco pachnące potrawy, lecz tablice informacyjne zawieszone centralnie na ścianie lokalu. Jedna z tablic informuje o absolutnym zakazie palenia tytoniu, a druga, zdecydowanie zaskakująca, o zakazie wnoszenia broni palnej i amunicji do lokalu!

wenezuela

Tablice informacyjne w przydrożnym barze.

Puerto Concha położona jest nad rzeką Caño Concha River, która wije się w kierunku Jeziora Maracaibo. Z osady do naszego schroniska możemy się dostać wyłącznie łodzią, ponieważ znajduje się ono bezpośrednio na jeziorze, w odległości około 300 metrów od brzegu. Wzniesiono tu kilka baraków zwanych palafitos, zbudowanych na betonowych platformach ułożonych na drewnianych palach osadzonych w dnie jeziora i w jednym z nich znajduje się nasze dzisiejsze miejsce noclegowe. W centrum platformy wytyczona jest toaleta i nisza kuchenna, a zadaszone blachą falistą ściany zewnętrzne wykonane są ze stalowej siatki. Pozwala to na stały dopływ świeżego powietrza i chroni skutecznie przed nieproszonymi wizytami. W baraku znajduje się kilka stolików i krzeseł, natomiast w pozostałej, wolnej przestrzeni zawiesza się hamaki służące do spania.

wenezuela

Sklepik w Puerto Concha.

wenezuela

Domino jest najpopularniejszą grą towarzyską w Ameryce Łacińskiej.

wenezuela

Palafito na Jeziorze Maracaibo.

O zmierzchu wsiadamy do łodzi i wyruszamy w kierunku delty. Razem z nami jedzie Harry, jeden z dwóch opiekunów podczas naszej przygody w Wenezueli. Harry zajmuje się organizacją w tle. Do jego obowiązków należy nasze bezpieczeństwo oraz logistyka transportu i żywności. Drugim towarzyszem podroży jest Felix, który przede wszystkim dba o sprawny przebieg i nasze zadowolenie.
Zrobiło się już ciemno i przy blasku silnego reflektora wyszukujemy pomarańczowo błyszczących kuleczek unoszących się na powierzchni wody. Tak mianowicie wyglądają oczy Kajmanów, które o zmroku silnie odbijają światło lampy elektrycznej. W pewnym momencie Harry siedzący z przodu przy burcie, szybkim uderzeniem ramienia wyciąga z wody malutkiego Kajmanka. Maluch wygląda bardzo sympatycznie, więc witam go jak tylko potrafię najserdeczniej. Szybko jednak zauważam, że to kajmanowe dzieciątko wcale nie jest szczęśliwe z naszego spotkania. Wydaje z siebie przeraźliwe, płaczące dźwięki wzywające pomocy. Zaraz po przedstawieniu się i podaniu mu łapki, proszę, aby go wypuścić. Harry jest poczciwym człowiekiem i bez sprzeciwu wkłada go z powrotem do wody. Kajmanek w mgnieniu oka znika pod powierzchnią wody.

wenezuela

Kajmanek.

W rejonie Maracaibo panuje klimat subtropikalny i temperatura osiąga do 30 stopni Celsjusza przy bardzo wysokiej wilgotności powietrza. Kiedy nadchodzi zmrok, zazwyczaj rozpoczynają się „upiorne spektakle”, tak zwane Burze Catatumbo. Zdają się być inne niż zwykłe burze z piorunami – są niepokojąco spokojne. Z powodu bardzo dużej odległości pioruny są niesłyszalne, a błyskawice mają nietypowy, żółto-pomarańczowy kolor. Burze Catatumbo są magicznym i niesamowitym widowiskiem. Nigdzie więcej na świecie nie błyska częściej niż na największym jeziorze w Wenezueli. Aż do 280 razy w ciągu godziny, do 160 dni w roku i do 10 godzin za każdym razem. Zanotowano tutaj do 250 błysków na kilometr kwadratowy – bezwzględny rekord świata, który warty był nawet wpisu do Księgi Rekordów Guinnessa. Zjawisko to uważane jest za największe, naturalne źródło ozonu w troposferze.

wenezuela

W południowej części jeziora Maracaibo, znajduje się ujście rzeki Catatumbo, biorącej swój początek w Kolumbii. Pośród niezliczonej ilości namorzyn powstała delta z całym system kanałów i rozlewisk. Bujna, tropikalna roślinność zapewnia wspaniałe warunki do życia wielu gatunkom zwierząt. Niezaprzeczalną atrakcją delty jest wzniesiona na palach wioska Congo Mirador. Wszystkie zabudowania w „pływającej” osadzie to palafitos, ustawione na drewnianych platformach, osadzonych na drewnianych palach wbitych w dno jeziora.
Podróż łodzią motorową z naszej kwatery trwa około 1,5 godziny. W drodze zaskakuje nas sztorm – wysokie fale, deszcz i silny wiatr. mAT, ponieważ siedzi od strony nawietrznej, w mgnieniu oka jest mokry – od głowy po czubki palców u stóp. Ja ukrywam się w porę w jego plecaku ze sprzętem fotograficznym.

wenezuela

Congo Mirador.

wenezuela

wenezuela

wenezuela

Dzieci bawiące się „na ulicy”. 😉

W międzyczasie deszcz przestaje padać, burzowe chmury się rozchodzą i jest bardzo przyjemny, słoneczny dzień. Drogę powrotną pokonujemy początkowo po rzece Rio Bravo oraz przez kanały tworzące deltę Catatumbo.

wenezuela

Rio Bravo w delcie Catatumbo.

break

W Wenezueli obowiązuje ustrój socjalistyczny. Jest on co prawda nieco różny od wersji sowieckiej panującej niegdyś w Polsce, ale również tutaj sięgnięto po pewne wypróbowane metody manipulacji społecznej. W wyniku tego kreowany i nadużywany jest kult bohatera narodowego.
Rzeczywiście wielkim bohaterem nie tylko Wenezueli, ale również Columbii i Ekwadoru jest Simon Bolívar, który był przywódcą walk o wyzwolenie Ameryki Południowej spod władzy Hiszpanów. Ten fakt wykorzystuje się w silnie przebarwiony sposób i obecna, oficjalna nazwa państwa brzmi Boliwariańska Republika Wenezueli, najwyższym szczytem kraju jest Pico Bolivar, jednostka monetarna nosi nazwę boliwar soberano, nazwy ulic, placów oraz pomniki Simón'a Bolívar'a znajdują się w każdej większej osadzie, a w stolicy Caracas założono wielki Plac Defilad, przy którym na ruinach kościoła wzniesiono Panteon Narodowy, będący miejscem wiecznego spoczynku bohaterów narodowych kraju. Cała nawa główna poświęcona jest Simón'owi Bolivar'owi.

Założone w 1558 roku Mérida jest jednym z ważniejszych miast dawnego, kolonialnego Wicekrólestwa Nowej Granady. Naturalnie najważniejszym punktem w mieście jest Plac Simón'a Bolívar'a z ustawionym centralnie pomnikiem.

wenezuela

Pomnik Simón'a Bolívar'a.

Spacerując po Mérida zauważam bardzo dużo młodych ludzi. Obsługa w sklepach czy na stoiskach jest zaskakująco młoda, wręcz nastoletnia. Z jakiego powodu tak się dzieje, nie mam pojęcia – być może jest to wynikiem olbrzymiej inflacji. Wartość boliwara jest ogromnie niska, a ceny towarów bardzo wysokie. Przeciętna pensja nie wystarcza na przeżycie i być może z tego powodu młodzież zmuszona jest pracować, aby wspierać własną rodzinę. To jest naturalnie tylko moje przypuszczenie.

wenezuela

wenezuela

wenezuela

break

Trans Andina i jest odgałęzieniem słynnej Drogi Panamerykańskiej, łączącej Alaskę z Ziemią Ognistą. Przejeżdżając przez góry Sierra Nevada de Mérida, zatrzymujemy się w niewielkiej miejscowości La Musui. W pobliżu znajdują się naturalne źródła termiczne, malowniczo położone na górskich zboczach. Przy źródłach zbudowano niewielki basen i pomimo, że temperatura wody termicznej wynosi 42 stopnie Celsjusza, to temperatura powietrza osiąga dzisiaj tylko około 15 stopni. Nie przeszkadza to jednak kilku śmiałkom, korzystajacym z kąpieli.

wenezuela

Sierra Nevada de Mérida.

wenezuela

Gorące źródła Aguas Termales La Musui.

Część wenezuelskiej Trans Andiny przebiega przez szczyt jednej z najwyższych gór w kraju, Pico El Águila. Osiągamy przy tym wysokość 4118 metrów nad poziomem morza. Na wysokości ponad 4 tysięcy metrów powietrze jest już rzadsze i zawiera mniej tlenu. Oddychanie i poruszanie się przychodzi nieco trudniej.

wenezuela

wenezuela

Zbocza góry Pico El Águila.

Mała osada Gavidia położona jest w górskiej kotlinie, pokrytej gdzieniegdzie niewielkimi połaciami śniegu. Przez dużą część dnia wioska znajduje się w cieniu otaczających ją wzniesień i powietrze jest tutaj bardzo rześkie, a po zmroku wręcz mroźne. Zatrzymujemy się w prywatnym pensjonacie, prowadzonym przez lokalną rodzinę. W dużym, dobrze nagrzanym pomieszczeniu kuchenno-jadalnym, w którym stoi świątecznie przystrojona choinka i telewizor, czekamy na kolację. Felix i Harry śledzą pilnie jakiś program sportowy, a my upajamy się wspaniałymi zapachami przygotowywanych posiłków. Typowa, regionalna kolacja składa się między innymi z Pisca Andina, czyli mocnego rosołu z kury z przepysznymi ziemniakami.

wenezuela

Noc jest mroźna. Temperatura w pokoiku wynosi tylko 8-10 stopni Celsjusza, a wody do mycia prawdopodobnie jeszcze mniej. Na szczęście dostajemy do dyspozycji niewielki piecyk elektryczny, pozwalający nam chociaż troszeczkę nagrzać pomieszczenie, zanim „zakopiemy” się w równie zimnej pościeli.
Podobnie jak kolacja, również regionalne śniadanie jest wyśmienite. Składa się miedzy innymi z Arepa Andina – rodzaj naleśnika z szynką, jajkiem i kwaśną śmietaną.

break

Park Narodowy Sierra Nevada znany jest z malowniczych krajobrazów. Spośród wielu jezior wytopiskowych (polodowcowych) w tym regionie, największym jest Mucubaji, położone w górskiej dolinie na wysokości około 2650 metrów nad poziomem morza. Od niego rozpoczynamy wędrówkę przez zachwycające, górskie krajobrazy.

wenezuela

Laguna de Mucubají.

wenezuela

wenezuela

Laguna Victoria.

break

Dzisiejszy nocleg spędzamy w ośrodku campingowym z szeregiem małych chatek usytuowanych w zadbanym ogrodzie. Po wejściu do bungalowu stwierdzam, że kwatera jest już po części zajęta. Spośród 4 znajdujących się w niej łóżek, 2 okupowane są przez mrówki, natomiast pod prysznicem mieszka mała żabka. Okazuje się na tyle gościnna, że na jedną noc udostępnia nam swoją posiadłość. Dalszych współlokatorów odkrywam dopiero rano. Otóż, w szczelinie muru założyły gniazdko malutkie ptaszki, które właśnie wychowują potomstwo. Leżąc na łóżku obserwuję z wielką ciekawością prace tych malutkich latających istotek, uwijających się przy dokarmianiu swoich maluchów. Niezmordowanie odlatują przez szpary w dachu, aby po niedługim czasie wracać, niosąc w dzióbku schwytane insekty, a po nakarmieniu maluchów, wynoszą z gniazdka paczuszki z odchodami. Taka niesfałszowana możliwość wglądu w familijne życie tych dzielnych i niestrudzonych, skrzydlatych rodziców, sprawia mi olbrzymią radość.

wenezuela

Po raz pierwszy korzystam z huśtawki – wspaniała zabawa!

wenezuela

Przed nami bardzo długa droga do schroniska Canafistola, ukrytego gdzieś głęboko w bezkresach sawanny Llanos obejmującej olbrzymie obszary nizinne w dorzeczu Orinoko. Niżej położone tereny Llanos porośnięte są gęstymi i wysokimi trawami, ziołami oraz pojedynczo rosnącymi lub tworzącymi zagajniki palmami. Podczas pory deszczowej te strefy są zalewane i tworzą pełną bagien i rozlewisk sawannę wilgotną lub zalewową. Wyżej położone areały pokrywają niskie trawy, palmy oraz niewielkie drzewa.
W miejscowości Bruzual przekraczamy rzekę Rio Apure przejeżdżając przez wyjątkowy most wiszący. Most Puente José Cornelio Muñoz zbudowany jest kompletnie ze stali. Nie tylko sama konstrukcja, ale rownież jezdnia i chodniki wykonane są ze stalowej siatki.

wenezuela

Rio Apure.

wenezuela

Most wiszący Puente José Cornelio Muñoz.

wenezuela

Jezdnia i chodniki zrobione są również ze stali.

Do Canafistola dojeżdżamy dopiero późnym wieczorem. Znajdujemy się z dala od cywilizacji i niskie zabudowania schroniska z kilkoma elektrycznymi lampami nie są w stanie rozproszyć widoku cudownego, gwieździstego nieba oraz witających nas miriadów robaczków świętojańskich, próbujących imitować i tak przytłaczającą je ilość gwiazd.
Mieszkańcy Llanos, znani ze swojej gościnności oraz wspaniałych umiejętności jeździeckich, nazywani są Llaneros i porównywani z północnoamerykańskimi kowbojami, argentyńskimi Gaucho lub chilijskimi Huaso. Ramon i Licandro są rodowitymi Llaneros i podczas pobytu w Canafistola, przejmują funkcję naszych opiekunów i przewodników.

wenezuela

Nasi gospodarze Ramon i Licandro.

wenezuela

Licandro ze swoimi wnuczkami, Valentina i Alexandra.

wenezuela

Wcześnie rano korzystam z pierwszych promieni słonecznych i uzupełniam energię przed całodniową wyprawą.

Aby rzeczywiście przeżyć niesfałszowany charakter Llanos, musimy zrezygnować z Pick-up'a i podróżować jak prawdziwi Llaneros, na końskim grzbiecie. Wspaniale się składa, ponieważ wycieczki w siodle to dla mnie olbrzymia przyjemność.

wenezuela

Do typowych, dzikich mieszkańców Llanos należą Kapibary, które całymi stadami przemierzają bagienne rozlewiska sawanny. Roślinożerna Kapibara to największy żyjący współcześnie gatunek gryzonia.

wenezuela

wenezuela

Kapibary.

Region zamieszkuje około 350 gatunków ptaków. Nieco rzadziej spotykane są Tapiry, Mrówkojady, Kajmany okularowe oraz Krokodyle orinokańskie, a wyjątkowo rzadko Jaguary i Oceloty.

wenezuela

Długość dorosłych osobników Kajmana okularowego osiąga od 1,5-2,5 metra.

wenezuela

Czaszka Kajmana.

Ramon i Licandro zabierają nas na poszukiwania jeszcze jednego, bardzo wyjątkowego mieszkańca bagien. Jest nim jeden z największych węży świata. Nasze poszukiwania uwieńczone są sukcesem i mam okazję osobiście zapoznać się z bardzo długą, bo liczącą ponad 3 metry panią wąż, noszącą imię „Ania-Konda”.

wenezuela

Ramon dostrzega Anakondę i wyciąga ją na suche miejsce.

Anakonda zielona osiąga do 8,5 metra długości, średnio jednak około 5 metrów. Może ważyć nawet do 250 kilogramów przy średnicy 30 centymetrów, potrafi pływać z szybkością 20 kilometrów na godzinę oraz trwać w zanurzeniu około 20 minut.

wenezuela

wenezuela

wenezuela

Ramon, Felix i Licandro prezentują panią „Anię-Kondę”.

Pani Ania nie bardzo jest w nastroju, aby przyjmować gości. Daje nam wyraźnie do zrozumienia, że powinniśmy odejść i zostawić ją w spokoju. Właściwie to się jej nie dziwię, przecież gdyby ktoś obcy wyciągnął was siłą z łóżka, w środku najwspanialszego snu, to pewnie bylibyście również niegościnni, mam racje?

wenezuela

Jak na prawdziwego „Dżentelmisia” przystało, proszę panią „Anię-Kondę” o wybaczenie za zakłócenie snu i żegnam się grzecznie, mając nadzieję, że wkrótce zapomni ten niemiły incydent.

Ramon daje nam linki z solidnymi haczykami oraz kubełki z surowym mięsem i proponuje, abyśmy spróbowali szczęścia w łowieniu Piranii. Po kilku próbach dochodzę do wniosku, że jest to więcej dokarmianie niż łowienie Piranii. Te rybki są bardzo sprytne i … żarłoczne. Kiedy wyczuwam drganie linki, natychmiast podciągam ją szybkim ruchem wyciągając z wody. Zazwyczaj jednak znajduje tylko pusty haczyk. Ramon ma naturalnie dużo więcej wprawy niż przybysze z betonowo elektronicznego świata, więc bez trudu wyciąga kilka sztuk, które ze smakiem zjemy na kolację.

wenezuela

wenezuela

Pirania Natterera, czasami opisywana pod nazwą pirania czerwona.

wenezuela

Typowy krajobraz Llanos.

Popołudniem, kiedy towarzystwo siada w cieniu większego drzewa i raczy się zimnymi napojami, staję przy pianinie i śpiewam ballady o życiu „obieżyświatowca”. Grupę moich słuchaczy tworzą nie tylko towarzysze podroży, ale również liczne, przekraczające znacznie moje własne rozmiary, ropuchy oraz wielkie ślimaki.

wenezuela

wenezuela

Ten kumpel należy do grona moich słuchaczy. Prosi właśnie o autograf, jednak przed obiektywem aparatu czuje się nieśmiało.

break

W systemie socjalistycznym Wenezueli dopuszczalny jest zarówno handel państwowy jak i prywatny. Odwiedziliśmy już duże sklepy prywatnych sieci, a teraz zatrzymujemy się przy wielkim, państwowym hipermarkecie. Podczas gdy Harry zajęty jest telefonowaniem i organizowaniem żywności na dalszą podróż, my korzystamy z okazji, aby coś przekąsić, wypić kawę oraz zrobić niewielkie zakupy. Z przekąską w barze szybkiej obsługi oraz wypiciem kawy radzimy sobie bardzo sprawnie. Kiedy jednak wchodzimy do hali hipermarketu, zaczynają się socjalistyczne katusze. Po wrzuceniu do koszyka jakiś ciasteczek, batonów i kilku butelek wody mineralnej, kierujemy się do kasy. Spośród szeregu 16 kas, czynne są tylko 3. Jak się dowiadujemy, pracownicy mają przerwę i jak to w socjalizmie, aby było sprawiedliwie wszyscy razem! Klienci i finanse mogą poczekać.
Do 3 działających kas utworzyły się bardzo długie kolejki. Gdyby kasy funkcjonowały w tempie, do jakiego przywykliśmy, nie byłoby pewnie problemu. Tak jednak nie jest. Miejscowi klienci, zanim wolno jest im zapłacić, muszą się najpierw wylegitymować i podać indentyfikacyjny numer podatkowy. Wielu z nich płaci za pomocą karty – w tym wypadku nie muszą okazywać dowodu tożsamości, ale wbijają PIN, co rownież przedłuża proces „odprawy”.
Po długim oczekiwaniu przychodzi nareszcie kolej na nas. Okazuje się, że bez okazania paszportu zakupy byłyby niemożliwe, na szczęście mamy je przy sobie. Kasjerka spisuje skrupulatnie nasze dane osobowe i dopiero po dwukrotnym sprawdzeniu, wolno nam jest zapłacić za towar. Pakujemy zakupy do plecaka i staramy się jak najprędzej opuścić tą szaloną placówkę. Nic z tego. Wszyscy klienci po odejściu od kasy zostają ponownie „prześwietleni”. Specjalny personel porównuje zawartość toreb z wykazem na paragonie. Wyciągamy zakupione towary i pokazujemy bon – wszystko się zgadza.
Nareszcie dochodzimy do wyjścia…Ach nie! Tutaj utworzyła się następna długa kolejka! Pomimo, że przy drzwiach wyjściowych ustawiona jest elektroniczna bramka alarmowa, to jednak taki nowoczesny system nie może zastąpić rzetelnego zlustrowania przez pracowników sklepu. I tak, zaraz za bramką alarmową stoi 2 pracowników sprawdzających zawartość toreb, siatek lub plecaków klientów i porównujących znajdujący się w nich towar z pozycjami na fakturze. Mija właśnie godzina od momentu wejścia do hali hipermarketu…

break

Założone na wybrzeżu karaibskim w 1515 roku miasto Cumaná, jest jednym z najstarszych miast Ameryki Południowej – pierwszym na kontynencie, nie licząc osadnictwa na wyspach Morza Karaibskiego. Pierwotna zabudowa w Cumaná została zniszczona przez trzęsienia ziemi, więc większość zabytków pochodzi z XVII i XVIII wieku.

wenezuela

wenezuela

Typowa karaibska zabudowa.

wenezuela

Park Narodowy Mochima stworzony w celu ochrony tutejszych lasów górskich oraz krajobrazów morskich, jest jednym z najbardziej zagrożonych parków w Wenezueli. Administracja nie jest w stanie prawidłowo zarządzać obszarem chronionym, ponieważ podczas wytyczania granic parku, objęto nimi wiele osiedli ludzkich. Ponadto dwa duże projekty budowlane zmieniły na stałe jego oblicze – przebiegająca bezpośrednio przez park droga krajowa, do budowy której wykarczowano przez całą długość, ponad siedemdziesięciometrowej szerokości pas, wycinając chronione drzewa oraz ciągnący się praktycznie równolegle do drogi gazociąg.

Suniemy gładko po powierzchni morza karaibskiego. Przy boku szybkiej łodzi motorowej towarzyszą nam figlujące delfiny, co jakiś czas zerkając ciekawie na pokład. Płyniemy w kierunku Playa Blanca, jednej z najbardziej znanych plaży w Mochima.

wenezuela

Niestety zupełnie zapomnieliśmy, że jest okres świąteczny, a ten oznacza w Wenezueli czas wakacji szkolnych i sezon urlopowy. Kiedy dopływamy do Playa Blanca, jesteśmy nieźle zszokowani. Mało tego, że plaża jest kompletnie przepełniona, to jeszcze w całości zagospodarowana. Jej wygląd, nawet w minimalnym stopniu nie spełnia naszych oczekiwań.

wenezuela

Zatłoczona Playa Blanca.

wenezuela

wenezuela

Bez większego namysłu decydujemy się poszukać innej, spokojniejszej zatoczki i już po krótce cumujemy przy Playa Cautaro. Nie ma na niej żadnych obiektów handlowych, ani szeregu parasoli. W zamian za to, stoi kilka zadaszonych pawilonów, w których można ukryć się przed nadmiarem słońca i co najważniejsze, odpoczywa tutaj zaledwie kilka osób. Taki rodzaj plażowania lubię najbardziej. Czuję się tak swobodnie, że już po krótkim czasie zrzucam z siebie ubranka i chodzę zupełnie golutki.

wenezuela

wenezuela

break

W dalszym ciągu pozostajemy na wybrzeżu karaibskim, ale przenosimy się w pobliże Parku Narodowego Penisula de Paria. Naszym punktem docelowym jest Playa de Pui Puy.

wenezuela

Lokalna rodzina.

Dzisiaj jest wigilia Świąt Bożego Narodzenia. Po zakwaterowaniu się w jednej z kilku “Robinsonowych Chatek” ustawionych tuż przy plaży, mamy jeszcze trochę czasu do świątecznej kolacji. Wykorzystujemy go na kąpiel w cieplutkiej wodzie i na długi spacer brzegiem morza.

wenezuela

wenezuela

Plaża Pui Puy.

Tradycyjną potrawą wigilijną w Wenezueli jest Hallaca. Jest to rodzaj knedla z ciasta kukurydzianego nadzianego farszem z mięsa i różnych dodatków – na przykład warzyw, oliwek, rodzynek, migdałów, kaparów, boczku itp. Dla utrzymania formy podczas gotowania, ciasto z farszem zawinięte jest w liść bananowca i również tak podawane. Składniki farszu różnią się w zależności od regionu.
Hallaca wywodzi się prawdopodobnie z czasów kolonialnych, kiedy to niewolnicy przygotowywali w liściach bananowca resztki pozostające z posiłku panów.
Na deser podano Dulce de lechosa. Jest to również popularny w całej Wenezueli deser z Papai, który z uwielbieniem spożywany jest szczególnie w Święta Bożego Narodzenia.
Posiłek jest drobny, ale właśnie tak świętuje się tutaj Wigilię. W odróżnieniu od polskiej tradycji, w wielu częściach świata Wigilia obchodzona jest skromnie i niewystawnie.

wenezuela

Playa Medina przy chylącym się ku zachodowi słońcu.

break

Nie tylko wśród fachowców, ale również wśród wielu smakoszy, wenezuelska czekolada uważana jest za najlepszą na świecie. W moim pluszowym życiu zjadłem już naprawdę liczne kilogramy tego smakołyku i mogę tylko potwierdzić tą opinię.
Wenezuelska czekolada jest bezkonkurencyjna. Na jej wyśmienity smak składa się nie tylko jakość używanego kakao, ale przede wszystkim proces produkcji. W Wenezueli czekolada robiona jest zazwyczaj metodą tradycyjną przez poddawanie konszowaniu, czyli mieszaniu i rozcieraniu na sucho. Proces konszowania trwa 2-3 doby, co naturalnie wpływa na koszty produkcji. Do wyrabiania większości czekolad na świecie dodawany jest emulgator, który znacznie przyspiesza proces powstawania i redukuje cenę, ale wpływa również ujemnie, na jakość i smak produktu.

Robimy krótki spacer po plantacji kakao. Niewielkie, delikatne drzewka Kakaowca wyglądają zadziwiająco ze swoimi olbrzymimi jagodami, wyrastającymi bezpośrednio z pnia. Owalne jagody Kakaowca okryte są grubą łupiną. Zawierają 20-60 płaskich lub kulistych ziaren kakaowych, które pokryte są aromatycznym białym śluzem i osadzone w pachnącym, czerwonawym miąższu o słodkawym smaku. Z nasion wytwarza się proszek kakaowy oraz masło kakaowe.

wenezuela

Kakaowiec właściwy.

Przechodzimy do manufaktury, w której wolno mi jest przejść wzdłuż linii produkcyjnej i zapoznać się z kompletnym procesem powstawania czekolady.
Najpierw ziarna Kakaowca poddawane są fermentacji. Po wysuszeniu i oczyszczeniu, podlegają procesowi prażenia. Potem zostają zmiażdżone, usunięte zarodki i odsiane skorupki.

wenezuela

Ziarna kakaowe gotowe do procesu fermentacji.

wenezuela

Sfermentowane ziarna kakaowe.

Pokruszoną śrutę kakaową mieli się w wysokiej temperaturze. Uzyskaną w ten sposób masę miesza się i rozgniata, aż powstanie miałka i tłusta substancja o aksamitnej gładkości.
Ta substancja poddawana jest konszowaniu. Dzięki temu staje się bardziej plastyczna i znikają z niej resztki kwasowości. Pod koniec procesu konszowania dodaje się masło kakaowe.

wenezuela

Zmielona masa kakaowa

wenezuela

Konszowanie.

Następnie czekoladę powoli się schładza, aby tłuszcz kakaowy jednolicie się skrystalizował. Odpowiednio schłodzona, ale jeszcze płynna masa jest wlewana do form. W tunelu chłodniczym czekolada stygnie i krzepnie. Ostatnim etapem produkcji jest wybicie tabliczek z form i zapakowanie. Naturalnie czekolada nie zawsze formowana jest w tabliczki. Może przybierać rozmaite kształty.

wenezuela

Czekoladowe serduszka.

wenezuela

Pakowanie tabliczek czekolady.

Na zakończenie próbuję różnorodnych kompozycji. Smakują mi właściwie wszystkie oprócz białej. Prawdziwa czekolada nie ma prawa być biała, ponieważ ta nie zawiera kompletnej masy kakaowej. Jest to mieszanka masła kakaowego z mlekiem i cukrem…z bardzo dużą ilością cukru.
Po wyborze kilku najsmaczniejszych gatunków, ciężar naszego bagażu staje się o pełne 2 kilo większy. 🙂

wenezuela

Czekoladowe kompozycje.

break

Osada San José de Buja, do której właśnie dojeżdżamy, znajduje się na obrzeżu Delty Orinoko. Delta zamieszkiwana jest już od minimum 9 tysięcy lat przez Indian Warao. Pomimo, że San José de Buja pozbawiona jest jakichkolwiek atrakcji, pozostaje ważnym węzłem komunikacyjnym. Ma połączenie z drogą krajową i znajduje się w niej przystań wodna łącząca liczne domostwa Warao i ekologiczne schroniska turystyczne z resztą świata.

Bardziej na obrzeżach delty, gdzie twardego i suchego gruntu jest więcej, znajdują się nowocześniejsze indiańskie gospodarstwa. Zabudowania, wzniesione zazwyczaj na obszarze niezalesionym, są częściowo murowane. Gospodarze takich posiadłości hodują drób i trzodę chlewną.

wenezuela

wenezuela

wenezuela

Im bardziej jednak zagłębiamy się w otchłań ciemnobrunatnego rozlewiska, tym prostsze wydają się być domostwa Warao, poutykane gdzieniegdzie przy brzegach licznych odnóg Orinoko.

wenezuela

wenezuela

Szczep Warao liczy obecnie około 30 tysięcy ludności i jest drugą, najliczniejszą, indiańską grupą etniczną w Wenezueli. Warao przez wieki skutecznie opierali się próbom asymilacji i przymusowych wysiedleń. Zachowali własną kulturę, religię i silne poczucie odrębności etnicznej.

wenezuela

wenezuela

wenezuela

Z wolna dopływamy do Orinoco Eco Camp. Przed nami widać już pomost, z którego dobiega głośne szczekanie psa przeplatane z przeraźliwym, donośnym dźwiękiem wydawanym przez jakiegoś ptaka. Okazuje się, że to „strażnicy schroniska” biją na alarm, jak zawsze, kiedy ktoś podpływa w pobliże przystani.
Po wejściu na pomost zauważam, że razem z psem „stróżuje” zadomowiony w schronisku ptak, nazywany Czakalaką rdzaworzytną.

wenezuela

Czakalaka rdzaworzytna należy do rodziny Czubaczy.

Dla podkreślenia naszych przyjaznych intencji, częstuję „strażników” przywiezionymi ciasteczkami i jak się okazuje, mają one jakąś wyjątkową, magiczną moc. Pomimo, że nasza chata stoi daleko od przystani, od teraz pies i ptak sypiają w niej razem z nami. Pies na podłodze, a Czakalaka na barierce. Są bardzo spokojni, ale kiedy tylko zbliża się do przystani jakaś łódź, zrywają się z miejsca i szczekając czy też wydając jazgotliwe odgłosy pędzą w stronę pomostu. Na ich czujności można polegać przez całą dobę.

wenezuela

Orinoco Eco Camp składa się z szeregu drewnianych chat, ustawionych na palach i przykrytych strzechą. Chaty maja charakter szałasu, w którym pod spiczastym dachem, strona znajdująca się od wody pozostaje otwarta, natomiast strona wejściowa pokryta jest kurtyną z suchych liści. Wszystkie chaty połączone są pomostem, gdyż teren jest podmokły i częściowo zalewany w zależności od pory doby.

wenezuela

wenezuela

W schronisku zadomowione są rownież Ary.

Ręcznie wykonane kosze oraz wspaniałe ozdoby z wplecionymi w nie pestkami, nasionami i suchymi owocami, to dzieło indiańskich kobiet, które bardzo chętnie sprzedają je również turystą. Ponieważ wszystkie zabudowania Warao wyglądają praktycznie tak samo i nie ma wśród nich jakiegoś specjalnego sklepu, dlatego wsiadamy w dłubankę i wiosłujemy do pobliskiego domostwa. Gospodyni wykłada na drewnianym stole swój towar, w którym Moja Basia przebierając i przymierzając do woli, wyszukuje jej zdaniem najciekawsze egzemplarze.

wenezuela

wenezuela

Odnoszę wrażenie, że nasza wizyta cieszy nie tylko rdzennych mieszkańców delty czy też „strażników schroniska”, ale szczególnie uradowane z naszego pobytu wydają się być przede wszystkim miriady moskitów. W ciągu dnia siedzą zazwyczaj w ukryciu i rzadko decydują się na „gest powitalny”. O zmierzchu natomiast, przychodzi upiorny czas moskitowej kolacji – dokładnie o tej samej porze, kiedy serwowany jest również nasz posiłek. Nadlatują jak gęste, burzowe chmury i wykorzystują każdą okazję, aby wyssać swoje ofiary do ostatniej kropli krwi.
Naturalnie jesteśmy nasmarowani lokalnym środkiem przeciw ukąszeniom tych dokuczliwych insektów i dodatkowo, nie zważając na wysoką temperaturę i dużą wilgotność powietrza, kompletnie ubrani – skarpety naciągnięte na spodnie, a na głowy założone chustki i kaptury. Pomimo to, moskity kąsają przez ubrania, wlatują do dziurek od nosa, do uszu i podczas posiłku próbują ataków na jamę ustną. Są tak natarczywe, że nie pozostaje mi nic innego, jak ukryć się na łóżku, które chroni siatka i w ten sposób ratować moje drogocenne, wikuniowe futerko przed podziurawieniem.
Kiedy jednak nadchodzi noc, moskity znikają nagle w swoich kryjówkach i ataki zdarzają się zdecydowanie rzadziej.

break

Młody Indianin o imieniu Chihino prowadzi nas przez las i zapoznaje z urokami swojej ojczyzny. Las jest gęsty, a ściółka bardzo miękka, czasami tak podmokła, że nasze wysokie, gumowe buty zapadają się prawie aż do górnej krawędzi. Chihino toruje drogę, wycinając maczetą korytarz. Niektóre rośliny są kolczaste, inne bywają parzące. Musimy również uważać na silnie kąsające mrówki i na węże.

wenezuela

Myślę sobie, że gdybyśmy znaleźli się zupełnie sami w tym miejscu, niemielibyśmy szans na przetrwanie do następnego dnia. Jeśli nie pokąsałyby nas jakieś jadowite stworzenia, to z pewnością o zmierzchu wyssałyby nas do szpiku kości rządne krwi moskity. Gdybyśmy nawet przetrwali te plagi, to wkrótce umarlibyśmy z głodu i pragnienia, chociaż pożywienie i woda pitna znajdują się w zasięgu ręki. Trzeba tylko wiedzieć gdzie.
Chihino ścina maczetą jakąś lianę i po chwili spływa z jej wnętrza czysta woda. Naturalne źródło w postaci zupełnie niepozornej rośliny. O jej walorach smakowych przekonujemy się oczywiście sami. Idziemy dalej – nasz przewodnik wskazuje na niewielką budowlę termitów. Po odłupaniu zewnętrznej pokrywy, przykłada dłoń, którą za chwilę odejmuje z przyklejonymi do niej malutkimi, czerwonawymi insektami, stanowiącymi, jak się okazuje, pełnowartościową, bogatą w białko przekąskę. Jako niedźwiadek nie mam problemu z plądrowaniem mrowisk i uli, a moi ludzie też nie należą do wybrednych, więc już po chwili zlizujemy z naszych dłoni wspaniale smakujące insekty o lekko cytrynowym aromacie.

wenezuela

Z kolei Chihino podchodzi do niewielkiego drzewa i ścina je kilkoma uderzeniami maczety. Prezentuje nam kiść małych, jadalnych owoców, wyglądających w pewnym stopniu jak karłowate daktyle oraz wycinek z pnia drzewka. Wewnątrz tego drągu znajduje się mięsiste i soczyste kłącze, troszeczkę przypominające w smaku szparagi. Jest to prawdziwy rarytas – tak zwane serce palmy. Przeciw jego spożyciu przemawia jednak przykry fakt, iż dla kilkunastocentymetrowego kłącza pada ofiarą niemałe drzewo.

wenezuela

wenezuela

Z całego ściętego drzewa spożywa się tylko tak niewielki kawałek.

break

Przed nami kolejny, bardzo długi etap podroży, którego punktem docelowym jest Ciudad Bolívar. Miasto zostało założone pod nazwą Angostura, ale w 1846 roku, na cześć Simón'a Bolivar'a, otrzymało obecną nazwę.

wenezuela

Katedra z 1848 roku.

wenezuela

Kolonialna zabudowa.

wenezuela

Rio Orinoko.

W głąb Parku Narodowego Canaima nie prowadzi żadna droga bita. Połączenie z Ciudad Bolivar następuje wyłącznie drogą powietrzną, którą z konieczności pokonuje się czteroosobowymi awionetkami Cessna. Jedyne lotnisko w Parku Narodowym znajduje się w największej osadzie Canaima, natomiast obozowiska na terenie sawanny poosiadają tylko wytyczony wśród traw, „dziki” pas lotniczy. Naszym celem jest obozowisko Uruyen położone u stóp płaskowyżu Auyan Tepui, co w języku Indian Pemón oznacza "Diabelski dom".
W bezkresnym, trawiastym krajobrazie Gran Sabana wznosi się aż 97 gór stołowych (Tepuis), a Auyan Tepui jest jedną z największych spośród nich. Ze wschodniej flanki masywu spływa rzeka Rio Kerepacupai merú, która spadając z wysokości prawie 1000 metrów, tworzy najwyższy wodospad na ziemi – Salto Angel.

Nasz pilot przypomina znanego, włoskiego aktora Bud'a Spencer'a – nie tylko z twarzy, ale również z sylwetki. Podobnie jak on, jest sympatycznie uśmiechniętym, wysokim mężczyzną o potężnej budowie ciała. Jego biała koszula, rozpięta nonszalancko od góry, odkrywa gruby, złoty łańcuch, zdobiący jego masywną szyję. Jeden z jego pokaźnych nadgarstków, ozdobiony jest w podobny, złoty łańcuch, a na drugim zawieszony ma olbrzymi, luźno wiszący, złoty zegarek. Dolna część ciała „Bud'a Spencer'a” szczelnie wypełnia wnękę na nogi, natomiast tors zajmuje zdecydowanie większą przestrzeń niż projektanci Cessny na ten cel przewidzieli. Jego lewe ramię zwisa zazwyczaj luźno przez otwarte okienko, które zamyka dopiero osiągając znaczną wysokość, natomiast prawy bark bierze w posiadanie część miejsca obok, przez co staje się ono jeszcze węższe w i tak już bardzo ciasnej awionetce.
Przelot do Uruyen trwa około 1,5 godziny. Po drodze mijamy jeden z wielkich dopływów Orinoko, rzekę Rio Caroni oraz podziwiamy wspaniałe widoki, tajemniczo spowitych w gęstych chmurach, gór stołowych.

wenezuela

wenezuela

Rio Caroni.

wenezuela

Ku naszej radości „Bud Spencer” wlatuje w Cañon del Diablo i przelatuje w pobliżu wodospadu. Widok Salto Angel z powietrza jest fascynujący i chociaż szczyt płaskowyżu Auyan Tepui ukryty jest w gęstych chmurach, to właśnie dzięki nim wodospad wygląda wyjątkowo mistycznie. Pilot robi dwie rundy w pobliżu wodospadu, tak abyśmy mogli nasycić się jego widokiem i po chwili przygotowujemy się do lądowania u stóp masywu.

wenezuela

Salto Angel.

Campamento Uruyen, prowadzone przez Indian z plemienia Pemón Camaracoto, to kompleks kilku niewielkich chatek pokrytych strzechą, zgrupowanych wokół trochę większej, spełniającej funkcję zarządu, kuchni, jadalni i świetlicy. Obozowisko położone jest nad rzeczką Rio Yurwan, spływającej z Auyan Tepui.
W chatce znajduje się 6 łóżek i dobrze się składa, ponieważ niektóre z nich okupowane są przez termity i mamy możliwość wybrać sobie jeszcze niezajęte. 2 zupełnie wystarczą – z uwagi na mój osiemnastocentymetrowy wzrost, nie potrzebuję całego łóżka dla siebie i spokojnie przenocuję przy poduszce Mojej Basi.

wenezuela

wenezuela

wenezuela

Rio Yurwan.

Ze szczytów Tepuis spływają liczne potoki i rzeczki tworząc niezliczoną ilość mniejszych lub większych wodospadów. Jeden z nich, utworzony na strumieniu zasilającym rzeczkę Rio Yurwan, nazywany jest Akareupa i oddalony od Uruyen tylko o kilka godzin marszu. Akareupa ukryty jest w półotwartej jaskini, do której można wejść jedynie korytem wypływającego z niej potoku.
Wkładamy wodoodporne sandały, pakujemy drobny prowiant, wodę do picia, nakrycie głowy, okulary oraz bloker słoneczny i w towarzystwie lokalnych przewodników wyruszamy na długą wędrówkę.

wenezuela

Leo jest Indianinem z plemienia Pemón.

wenezuela

Malutki niedźwiadek na Wielkiej Sawannie.

wenezuela

Budowla termitów.

wenezuela

Początkowo idziemy wśród traw Gran Sabana. Im bardziej zbliżamy się do ściany masywu, tym więcej napotykamy porozrzucanych głazów i skał. Po jakimś czasie osiągamy łożysko rzeczki Rio Yurwan i od teraz kierujemy się wyłącznie wzdłuż jej biegu. W pewnym momencie rzeczka rozgałęzia się na dwa tworzące ją potoki. Przewodnicy prowadzą nas wśród niewielkich zarośli pokrywających strome zbocze jednego z nich. W pewnym momencie ścieżka schodzi wprost do wody i musimy przejść w bród na drugi brzeg. Przemierzamy strome, pokryte głazami i lasem nabrzeże, aż docieramy do miejsca, w którym oba brzegi stanowią naturalną barierę nie do przejścia. Dalsza droga możliwa jest już tylko brodząc korytem strumienia. Ostrożnie przedzieramy się pod prąd wartko płynącej wody, wśród gładkich, czasami bardzo śliskich skał. Strumień nie jest na szczęście głęboki i tylko miejscami brodzimy zanurzeni po pas.

wenezuela

wenezuela

Po obfitej porcji marszu docieramy do skalnego wąwozu, tworzącego naturalne wrota do jaskini Akareupa Yurwan. Przejście jest wąskie, a wypływająca z wnętrza woda bystra, ale nie stanowi bariery, której nie można przebrnąć. Już z daleka słyszymy spadający z hukiem wodospad, który dopiero po wejściu do środka ukazuje swoje pełne temperamentu oblicze. Jaskinia jest obszerna i tylko częściowo zasklepiona. Panuje w niej duża wilgotność od unoszących się cząsteczek wody, ale również przyjemny półmrok. Pod wodospadem utworzyło się spore, naturalne kąpielisko. Woda jest przyjemnie ciepła i tylko silny prąd od strony wodospadu spycha kapiących się w kierunku skalnych ścian lub w stronę „plaży” utworzonej z kamieni i głazów.

wenezuela

Naturalne wrota do jaskini Akareupa Yurwan.

wenezuela

Wodospad Akareupa.

Po powrocie do obozu, jeden z indiańskich przewodników, wyraźnie zaniepokojony wskazuje na spoczywającego obok chatki węża i prosi nas o zachowanie szczególnej ostrożności. Żararaka, to jeden z najbardziej jadowitych i niebezpiecznych węży na świecie. Bywa bardzo agresywny i zwinny. Zauważamy jednak jego wyraźnie rozdęty brzuch po obfitym posiłku, po którym wszystkie węże przeznaczają czas na trawienie i wypoczynek. Nie podchodzimy zbyt blisko i nie próbujemy mu przeszkadzać, on natomiast w rewanżu za nasz respekt, nie próbuje nas ukąsić. Wieczorem zaglądam do niego po sąsiedzku, ale jak się okazuje, już go nie ma. Wyspał się i popełzał w swoją stronę.

wenezuela

wenezuela

Żararaka.

Moja Basia ma jednak obawy, przed ułożeniem się do snu. W końcu Żararaka leżała przy naszej chatce i może gdzieś się w niej ukrywa? Drzwi mają przecież dużą szparę przy podłodze i nie stanowią żadnej ochrony przed pełzającymi stworzeniami... Uspakajam ją i tłumaczę, że duże Basie i nawet ja, mały Klocek, nie należymy do wężowych przysmaków, więc marnowanie na nas drogocennego jadu równałoby się z rozrzutnością, czego przyzwoite węże nie robią. No chyba, że nadepnie im się na ogon lub zbliży na nieprzyzwoitą odległość, ograniczającą dobre samopoczucie węża. Tego przecież nie zamierzamy robić, prawda? Jestem przekonany, że Żararaka zdecydowanie bardziej preferuje chatę, w której znajduje się kuchnia i najprawdopodobniej również gryzonie, niż zainteresowana jest naszą budką, pozbawioną wszelkiego wężowego wiktu. Zauważam, że Moja Basia czuje się ciągle jeszcze niepewnie, ale jest już trochę spokojniejsza. Noc przebiega, dokładnie jak przewidziałem, bez zakłóceń.

Po krótkim marszu dochodzimy do rzeki Rio Aicha. Aby przedostać się na drugi brzeg, musimy skorzystać z pomocy przewoźnika. W promieniu wielu dziesiątek kilometrów nie ma ani jednego mostu. Rzeki przecinające utarte szlaki, których nie można przejść w bród, obsługiwane są przez Indian przewożących, za niewielką opłatą, wędrowców i towary w swoich łodziach.

wenezuela

Na drugi brzeg rzeki Aicha przepływamy w pirodze.

Zaledwie kilka kroków dzieli nas od maleńkiej osady Santa Marta. Tutaj zatrzymujemy się przez chwilę w cieniu drzew i zbieramy siły przed dalszą wędrówką. Słońce stoi już dosyć wysoko i temperatura powietrza staje się z minuty na minutę coraz wyższa.

wenezuela

wenezuela

wenezuela

Dzieciaki Pemón Camaracoto.

Po dwugodzinnym marszu osiągamy osadę Uruyen. Dochodzimy ponownie do rzeki Rio Aicha, która tworząc wielkie zakole przepływa również w tym miejscu. W Uruyen rzeka jest, co prawda kamienista, ale płytka, więc pokonujemy ją bez większych przeszkód w bród. Na drugim brzegu czeka już na nas ciężarówka. Lokujemy się na pace, niestety niepokrytej plandeką i w tumanach unoszącego się za pojazdem kurzu, jedziemy do osady Kamarata. Kiedy docieramy na miejsce, wyglądamy jak rzeźby z piasku.

wenezuela

Rio Aicha. Tutaj w najgłębszym miejscu woda sięga tylko do pasa.

Kamarata położona jest przy rzece Rio Akanan i stanowi centrum dla około 3 tysięcy Pemón Camaracoto zamieszkujących okoliczną dolinę. Przy brzegu rzeki oczekuje nas 5 Indian, z którymi wyruszamy na spływ rzeczny pod najwyższy wodospad na ziemi – Salto Angel. Każdy z naszych nowych towarzyszy ma znaczące zadanie do wykonania. Jeden jest sternikiem, inny doskonałym nawigatorem, a pozostali pomocnikami i kucharzami. Są bardzo sympatyczni, skromni i dyskretnie trzymają się w tle.

Indianie sprawnie dają sobie radę z zapakowaniem kanistrów z wodą, prowiantu oraz bagaży. Pierwszy odcinek zakończymy późnym południem przy obozowisku Iwana Meru.
Tutejsze rzeki są całkowicie naturalne i rzeźbią swoje łożyska według własnego planu. Co jakiś czas szukają sobie wygodniejszej drogi, tworząc nowe zakola lub skracając swój ciek. Również naturalne są występujące w nich progi i kaskady. Przed każdym takim niebezpiecznym miejscem, wychodzimy na ląd i przechodzimy kawałek wzdłuż brzegu. W tym samym czasie nasi indiańscy towarzysze brodząc wśród skał, w bystrym nurcie rzeki, przeprowadzają łódź na spokojniejszą wodę. Jest to niełatwe zadanie, podczas którego bez trudu można zgubić załadunek, zniszczyć śrubę napędową lub wręcz cały silnik, a w najgorszym przypadku nawet rozbić łódź.

wenezuela

wenezuela

Spływ po rzekach możliwy jest wyłącznie w ciągu dnia. Odległość z Kamarata do wodospadu Angel jest bardzo duża, więc pierwszy etap zakańczamy w obozowisku Iwana Meru, w którym pozostajemy na noc. Obozowisko przystosowane jest na przyjęcie większej ilości podróżnych, ponieważ zatrzymują się w nim wszyscy, którzy pokonują tą samą trasę. Dzisiaj pozostajemy jednak we własnym towarzystwie. Obozowisko składa się z obszernego, zadaszonego pawilonu, w którym można rozwiesić około 30-40 hamaków. W jednym z rogów ustawiony jest długi, drewniany stół i umocowane na stałe ławki, a w niewielkiej odległości za pawilonem znajduje się budka z toaletą. Rozwieszamy hamaki i rozpalamy ognisko, przy którym Indianie przyrządzają wyśmienite kurczaki z rożna.

wenezuela

wenezuela

Już od wczesnego rana kontynuujemy naszą eskapadę po rzece Rio Akanan. Później odbijamy na Rio Carrao, aby w końcu wpłynąć na Rio Churun. Poruszamy się cały czas wokół potężnego płaskowyżu Auyan Tepui. Krajobraz wypełniają jednak również inne, pobliskie góry stołowe.

wenezuela

Po wielu godzinach spędzonych w łodzi osiągamy nareszcie obozowisko El Arenal. Podobnie jak wcześniejsze, tak i to jest dużym, zadaszonym pawilonem z miejscem nie tylko na hamaki, ale również na 2 długie, drewniane stoły z ławkami i kąt na zorganizowanie kuchni polowej. Oprócz nas biwakują w nim również inni wędrowcy z różnych stron świata. Obozowisko położone jest przy brzegu rzeki Churun, ze wspaniałym widokiem na wodospad Salto Angel.
Po rozłożeniu ładunków i zawieszeniu hamaków zapada zmrok i nasi kucharze przygotowują kolację. Muszę się przyznać, że burczy mi w brzuszku i nie mogę się doczekać gotowego posiłku. Niespokojny, postanawiam zajrzeć do naszych dzielnych specjalistów sztuki kulinarnej – być może potrzebują pluszowego wsparcia.

wenezuela

wenezuela

Dzisiaj jest Sylwestra i wyjątkowo czekamy aż do północy, aby powitać Nowy Rok 2014, ale już krótko po wzniesieniu toastu leżymy w hamakach. Zamiast fajerwerków, rozpruwających ze świstem kobaltowe niebo oraz huku i odoru petard, do snu kołysze nas naturalny i błogi odgłos tropikalnej dżungli – rechoczące żaby, cykające insekty i nawoływania nocnych ptaków.

wenezuela

Majestatyczny Salto Angel.

wenezuela

Rio Churun.

wenezuela

Salto Angel spada ze szczytu Auyan Tepui.

Wodospad odkrył w 1935 roku Jimmie Angel, a wysokość 979 metrów została ustalona przez National Geographic Society w 1949. Indianie Pemón nazywają wodospad Kerepakupai Vená, co oznacza mniej więcej „miejsce najwyższego spadku”.
Spod obozu na drugi brzeg rzeki Churun, przewozi nas łódź, a potok Rio Kerepacupai merú musimy przejść w bród. Dalej idziemy pod górę przez gęsty las, gdzie pod sam wodospad prowadzi dobrze wydeptany szlak. Podłoże jest jednak śliskie i musimy bardzo uważać. Najbliższa stacja medyczna znajduje się w Canaima, oddalonej o cały dzień drogi łodzią.

wenezuela

Rio Kerepacupai merú.

wenezuela

Pod sam wodospad prowadzi dobrze wydeptany szlak.

wenezuela

Lokujemy się na skałach przy zbiorniku powstałym u stóp wodospadu. Ten naturalny basen jest stosunkowo niewielki i wypełniony kamieniami, ale chętnych do relaksującej kąpieli nie brakuje. Oprócz nas, przebywa tutaj kilka osób. Staramy się nie zauważać „tłumu” i rozkoszujemy się wspaniałym widokiem, świeżym powietrzem i orzeźwiającą wodą.

wenezuela

wenezuela

Miś rozbitek.

break

Zwijamy nasze obozowisko i ponownie wsiadamy do łodzi. Czeka nas całodniowa podróż do Canaima – jedynej, większej miejscowości w promieniu setek kilometrów. Na krótko przed osadą, koryto rzeki Rio Carrao rozgałęzia się i opada równolegle przez wiele wodospadów do Laguny Canaima. Wodospady nazywane są Salto el Sapo i stanowią niepokonalną barierę dla łodzi. Z tego powodu rozstajemy się z naszymi indiańskimi towarzyszami już na rogatkach i do osady podwozi nas Pick-up.

W ciągu ostatnich dni sypialiśmy wyłącznie w hamakach i myliśmy się w rzekach, więc hotelowy pokój z normalnym łóżkiem i poduszkami, z prysznicem i toaletą wydaje się być niewyobrażalnym luksusem i czujemy się w nim jakoś dziwnie i nieśmiało.

wenezuela

wenezuela

Wodospad Salto el Sapo.

Po dwudniowej asymilacji cywilizacyjnej udajemy się na lotnisko, skąd przelatujemy z powrotem do Ciudad Bolivar, a potem do Caracas. Podczas lotu mijamy znane już krajobrazy i rzeki.

wenezuela

wenezuela

Wodospad Salto el Sapo.

wenezuela

Rio Carrao.

wenezuela

Rio Orinoko.

break

W Caracas spotyka się niewielu turystów. W przewodnikach można przeczytać – „Zasadniczo, każdy podróżny powinien 2 razy przemyśleć, czy Caracas koniecznie musi być częścią podroży po Wenezueli”. Rzeczywiście, miasto, w którym rzadko można liczyć na pomoc Policji, jest stosunkowo zaniedbane i za wyjątkiem kilku dzielnic, całe uznawane za „zona roja" – obszar o bardzo wysokiej przestępczości. Jednak w ciągu dnia, w centralnie położonych miejscach oraz w czystym, zadbanym i dokładnie monitorowanym Metrze jest tak samo bezpiecznie jak w Warszawie.
Zwiedzanie miasta rozpoczynamy obligatoryjnie od Panteonu Narodowego, który stoi w miejscu dawnego kościoła Iglesia de la Santísima Trinidad. Świątynia została prawie całkowicie zniszczona podczas trzęsienia ziemi i w 1874 roku, prezydent Antonio Guzmán Blanco polecił przekształcić odbudowywany kościół w Panteon Narodowy – miejsce wiecznego spoczynku bohaterów narodowych kraju.

wenezuela

Panteón Nacional.

Cała nawa główna poświęcona jest Simón'owi Bolivar'owi, którego prochy przeniesiono uroczyście z Kolumbii w 1876 roku. Sklepienie pokrywa 1930 obrazów przedstawiających sceny z życia Bolívar'a, a ogromny kryształowy żyrandol został zainstalowany na stulecie jego urodzin. Centralną część obiektu stanowi ołtarz z sarkofagiem Bolivar'a z brązu.

wenezuela

Nawa główna.

wenezuela

Ołtarz z sarkofagiem.

Dokładnie nie wiadomo ilu mieszkańców posiada Caracas, ponieważ w mieście nie ma obowiązku meldunku. Przypuszczalnie około 7 milionów, z czego ponad połowa zamieszkuje tak zwane "barrios humildes", czyli ubogie dzielnice, rozrastające się na zboczach otaczających położone w dolinie centrum miasta. Ogólnie panuje wielka bieda, której nawet wprowadzona przez prezydenta Hugo Chávez'a „Rewolucja boliwariańska” nie jest w stanie zapobiec. Pomijając oczywiście fakt, że Simon Bolivar pochodził z zamożnej arystokracji i walczył o niepodległość od Hiszpanii wyłącznie w celu własnych korzyści materialnych, a nie dla polepszenia warunków życiowych zwykłych mieszkańców.
W sklepiku przy placu Bolivar'a, półlitrowa butelka z wodą mineralną kosztuje 2 boliwary, jednak sprzedawczyni nie może rozmienić banknotu o nominale 20 boliwarów ponieważ kasa jest pusta – w samo południe, w centrum miasta.

wenezuela

Palacio Federal Legislativo znane również, jako Capitolio de Caracas. Jest odpowiednikiem Sejmu.

wenezuela

W Palacio Municipal de Caracas ustalono Konwent Konstytucyjny i podpisano deklarację niepodległości.

wenezuela

Palacio Municipal de Caracas znany jest jako "kolebka niepodległości".

Caracas zostało założone w 1567 roku i otrzymało oficjalną nazwę Santiago de León de Carácas. W środku pierwszych 25 bloków ówczesnego miasta, założono jak zazwyczaj plac centralny, czyli Plaza Mayor, który obecnie nosi nazwę Plaza Bolivar. Ustawiony w centrum skweru posąg Simón'a Bolívar'a odsłonięto w 1874 przy dźwięku dzwonów katedry i salwie z 21 armat.

wenezuela

Posąg Simón'a Bolívar'a jest kopią posągu stworzonego przez Adamo Tadolino, znajdującego się w peruwiańskiej Limie.

Chacao jest najzamożniejszą dzielnicą w mieście. Zatrzymujemy się na Plaza Francia, który został zbudowany na początku lat 40-tych XX wieku i otwarty pod nazwą Plaza Altamira. Jego nazwa została później zmieniona w wyniku porozumienia pomiędzy Caracas i Paryżem, aby założyć Plac Wenezueli w Paryżu i Plac Francji w Caracas. W centrum placu ustawiony jest obelisk, jeden z symboli stolicy. Znajduje się tu rownież fontanna tworząca mały wodospad spadający do niżej położonej części placu, którą w miedzy czasie zamieniono w centrum handlowe i główne wejście do stacji metra Altamira.

wenezuela

Fontanna.

wenezuela

Obelisk w centrum Plaza Francia.

Nasze ostatnie chwile w Wenezueli spędzamy w lodziarni Yougurberry. Jest to lokal samoobsługowy, w którym każdy sam przyrządza dla siebie zestaw. Przy wejściu stoją automaty z ośmioma smakami lodów, a przy ladzie pojemniki z rozmaitymi owocami i dodatkami. Po zestawieniu własnej kompozycji, odstawia się ją na wagę i płaci w zależności od ciężaru.

wenezuela

Lodziarnia Yougurberry.

wenezuela

Lada z rozmaitymi owocami i dodatkami.

wenezuela

break

Wyprawa do Wenezueli była jedną z najciekawszych podroży, jakie do tej pory przeżyłem. Przede wszystkim była to prawdziwa przygoda, jaką obecnie można przeżyć już w bardzo niewielu miejscach na świecie. Odkrywanie fascynującej przyrody i malowniczych krajobrazów. Burza Catatumbo nad Jeziorem Maracaibo, góry Sierra Nevada de Mérida, piękne, karaibskie wybrzeże, dżungla w Delcie Orinoko, sawanna Llanos, Gran Sabana, góry stołowe Tepuis i wodospady – atrakcje jedna po drugiej. Wszystko, czego dusza małego misia „obieżyświatowca” może zapragnąć.


Klocek